

Zamiłowanie do rękodzieła pomagało jej w najtrudniejszych momentach życia. Gdy jako młoda kobieta przez cały okres ciąży musiała leżeć w łóżku, próbowała swych sił w koronkarstwie. Traumę po nagłej i niespodziewanej śmierci męża starała się zagłuszyć, poświęcając czas plecionkarstwu. Sztuka była i jest lekarstwem na jej wrażliwą duszę.
Zofia Adamczewska urodziła się i mieszka do dziś w Polanowie koło Wyrzyska. Jej ojciec i stryj, mimo że dorastali w warunkach biednego, międzywojennego świata, odczuwali potrzebę szukania czegoś więcej niż tylko kawałka chleba. Wujek grał na fortepianie, ojca fascynowały historia i literatura. Czasy nie pozwoliły im rozwinąć talentów i pasji, ale wrażliwość na piękno sztuki i natury przekazali swojej córce i bratanicy.
Walcząc kiedyś z samosiewkami sosny, które wdarły się do ogrodu, pani Zofia zauważyła, że mają ładne korzenie. Przekopując ogród, zaczęła je zbierać jeszcze bez pomysłu, co z nimi później zrobić. Do sosnowych dołączyły inne korzenie, aż uzbierała się spora sterta. Miały różne kolory. Jedne były jasne, prawie białe, inne żółte, jeszcze inne zielonkawe. I tak sobie leżały, nie wiadomo po co.
Kilka lat temu pani Zofia, szukając ukojenia po śmierci męża, zajęła się plecionkarstwem. Najpierw odtworzyła w pamięci technikę plecenia koszy, którą podpatrzyła w dzieciństwie u stryjka Józefa. Wtedy, przed laty, często siadała obok i obserwowała jego zawiłe i dokładne ruchy przy wyplataniu mocnych, solidnych koszy. Miały służyć przez wiele lat. I tak się stało. Stryj już dawno odszedł z tego świata, kosze zaś ciągle jeszcze towarzyszą rodzinie w różnych czynnościach domowych, a także posłużyły jego bratanicy do odtworzenia na ich wzór splotów, które zapamiętała z dzieciństwa.
Pani Zofia nie wie, kiedy i jak przyszedł jej do głowy pomysł na koszyki, nie takie duże, wiklinowe, ale małe, urocze, z korzeni właśnie. Może posłużą jako ozdoba, może jako zabawka dla dzieci, a może do niczego – nieważne – po prostu poczuła, że musi je zrobić. Skupić się na pracy palców, przy okazji dać wytchnienie skołatanej głowie.
Po kilku nieudanych próbach koszyki zaczęły wychodzić spod jej palców coraz zgrabniejsze i… coraz mniejsze. A im mniejsze, tym większej dokładności wymagające. Niektóre są kolorowe, bo artystka miesza korzenie różnych roślin, tworząc koszyki w dwóch lub w kilku różnych barwach. Dwa czy trzy podarowała bliskim. Inne wzbudziły zachwyt gości, odwiedzających dom pani Zofii. Jeden powędrował do Słupska, dwa do Warszawy, kolejne – sama już nie wie dokąd.
Dzięki plecionkarstwu artystka z Polanowa otworzyła w swoim życiu nową przestrzeń. Zapragnęła więcej wiedzieć, widzieć i robić. Własna aktywność rękodzielnicza to dobry powód do rozmów z ludźmi, którzy też coś tworzą. Los chciał, że spotkała się z kobietami z Tucholi. Zainspirowana przez nie stwierdziła, że warto zrobić coś więcej.
Wtedy akurat w Polanowie pojawiła się inicjatywa, by reaktywować koło gospodyń wiejskich. Zofia Adamczewska była na spotkaniu założycielskim Może razem łatwiej będzie szukać wiedzy o miejscowej historii i pogłębić wieź z małą ojczyzną, zwłaszcza że na Krajnie zaczyna się coraz więcej dziać. Region odżywa również dzięki działalności LGD „Krajna nad Notecią” i zgromadzonym wokół niej osobom. Celem pani Zofii jest teraz zaszczepienie zamiłowania do plecionkarstwa w młodym pokoleniu. I wierzy, że znalazła ludzi, którzy jej w tym pomogą.