Renata Rybińska

Gmina Kaczory | Szydełkowanie | Twórcy

Moja mama zawsze mówiła mi, że nie wolno kraść czasu Panu Bogu. Nie można więc siedzieć i nic nie robić. Kiedyś nie mieliśmy tyle możliwości co dziś. Program telewizyjny był jeden, a kółek zainteresowań w niewielkiej wiosce, w której mieszkałam, nie było wcale. Mama nie lubiła siedzieć z założonymi rękoma i nic nie robić. Zawsze coś szyła, haftowała lub szydełkowała, a ja się temu przyglądałam i usiłowałam ją naśladować. To ona nauczyła mnie tych wszystkich robótek ręcznych, o których dziś, zwłaszcza młode kobiety, na ogół nie mają pojęcia. Będąc w trzeciej klasie szkoły podstawowej, potrafiłam sztrykować, jak to się u nas mówiło, czyli robić na drutach, oraz heklować, czyli szydełkować. Zrobiłam wtedy pierwsze rękawiczki dla siebie. Na pięciu drutach! To nie jest takie proste – opowiada o swej drodze do artystycznego rękodzieła Renata Rybińska.


Urodziła się w 1961 roku w Wąbrzeźnie w rodzinie robotniczo-chłopskiej. Ma średnie wykształcenie. Ukończyła liceum o profilu mechanik przetwórstwa tworzyw sztucznych, po czym pracowała w znanej wówczas w całym kraju toruńskiej Elanie. Mąż – obecnie policjant na emeryturze – był jej szkolną miłością. Gdy został wykładowcą szkoły policyjnej w Pile, wraz z nim znalazła się w tym mieście, pracując jako urzędniczka w różnych instytucjach, między innymi w Sanepidzie i Komendzie Wojewódzkiej Policji. Obecnie jest recepcjonistką poradni psychologiczno-psychiatrycznej w Pile.


Mieszka wraz z mężem w nowym, gustownie urządzonym domu na obrzeżach Kaczor. Mówi piękną polszczyzną, starannie dobierając słowa. Jest opanowana, trochę zdystansowana. Dystyngowana dama. Zamiłowanie do ręcznych robótek pozostało jej do dziś. To dla niej forma relaksu.

-Jak znudzę się haftowaniem – opowiada – to biorę druty lub szydełko. I tak wypoczywam.

Pani Renata wzory do swych prac czerpie z czasopism, Internetu, ale przede wszystkim sięga do własnej wyobraźni. Tworzy ozdoby i tkaniny użytkowe. Są wśród nich choinkowe bombki, wielkanocne pisanki, aniołki itp. Lubi ubierać w swoje koronki przedmioty, takie jak butelki, świeczniki, kule. Łączy materiał ze szkłem lub plastikiem, np. akrylem. Robi na szydełku obrusy, bieżniki, chodniki i inną potrzebną w domu galanterię. Dumna jest zwłaszcza z sukienki wyheklowanej szydełkiem. Korzysta z polskiej bawełny i polskich nici – ten szacunek dla krajowych materiałów pozostał jej po pracy w Elanie.


Swoje wytwory prezentuje na Facebooku, gdzie jest autorką strony pod nazwą „Pani Pikotka”. Rękodzieło traktuje hobbystycznie, rozdaje znajomym, ale nie sprzedaje, mimo że jej ozdoby choinkowe – naprawdę piękne – znajdują uznanie nawet w Szkocji.

-Wysłałam paczkę na Wyspy Brytyjskie do mojej bratanicy, która tam mieszka, ponieważ jej znajomym bardzo spodobały się moje prace. Ale gdy spytano mnie o pieniądze, poprosiłam jedynie o zwrot kosztu nici – opowiada.
Nie wykazuje też specjalnego zainteresowania miejscowymi prezentacjami dorobku rękodzielników. Wystawiała swe prace tylko raz – w Śmiłowie podczas Festiwalu Talentów i Smaków.


Jeden wszakże epizod wywołuje ożywienie na jej zazwyczaj opanowanej i spokojnej twarzy. Dzieje się to wtedy, gdy opowiada o wydzierganym przez siebie obrusie, który trafił na stół jednego z arystokratycznych zamków na południu Francji. Pracowała nad nim ponad pół roku i już nie pamięta, co sprawiło jej większą radość, fakt, że go skończyła, czy to, że spodobał się pani hrabinie.

Skip to content